Skandal
W Wielkich Oczach jedna ze stodół
stoi na kilkudziesięciu żydowskich nagrobkach
Autor:
Jacek SZWIC
W Izraelu w zasobach archiwalnych Yad Vashem znajduje
się kilka zdjęć zrobionych w 1965 r. w Wielkich Oczach (w
dzisiejszym pow. lubaczowskim). Zdjęcia przedstawiają kamienne macewy
z hebrajskimi napisami, oparte o drewnianą ścianę stodoły.
Podpisy pod fotografiami informują, że mieszkańcy wioski
używają macew skradzionych z cmentarza żydowskiego do budowy
stodół.
Skandal i hańba dla wioski. Tak było
trzydzieści osiem lat temu. Dzisiaj nie ma już kamieni opartych o
drewnianą ścianę, ale ta sama stodoła stoi na solidnych
fundamentach zrobionych z macew skradzionych z żydowskiego cmentarza.
Między innymi stoi na kamieniu, pod którym 17 września 1928
roku pochowano Kalonymosa Kalmana, syna Józefa Thalera. Na innych
fragmentach macew również można odcyfrować nazwiska i
imiona Żydów, mieszkańców Wielkich Oczu.
Fot. 3 Jacek Szwic, Kamień z grobu Kalonymosa
Kalmana.
W 1931 roku w Wielkich Oczach było 1752
mieszkańców, w tym 526 Żydów. Na ogół
cała ludność miasteczka - Żydzi, Polacy i Rusini -
żyła w zgodzie.
Potem wybuchła wojna. Najpierw na krótko
pojawili się Niemcy, następnie ustalono granicę na Sanie i
nastała władza sowiecka. W 1941 znowu przyszli Niemcy, którzy
"postanowili ostatecznie rozwiązać kwestię
żydowską".
Rok później w Wielkich Oczach po Żydach
pozostały jedynie rozgrabione domy, dwie synagogi i cmentarz. W 1944 przez
te tereny przewalił się front. Wtedy zaczęła się
"epoka kamienia łupanego". Najpierw rozebrano na cegły
starą synagogę, a następnie "zagospodarowano" cmentarz
żydowski - bo przecież nikomu już nie był potrzebny.
Stodoła stojąca na żydowskich nagrobkach jest
problemem: dla miejscowych wstydliwym, dla Żydów bolesnym.
Dwa lata temu zainteresował się tym Bogdan
Lisze, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Odnowy Zabytków Kultury
Żydowskiej w powiecie lubaczowskim. Próbował rozmawiać z
właścicielką stodoły; bez rezultatów. Inni
mieszkańcy Wielkich Oczu, widząc postępujące prace na
cmentarzu żydowskim, znosili znalezione fragmenty macew i informowali
gdzie jeszcze są całe płyty. - Bo chcemy umierać z czystym
sumieniem - mówili. Tylko jedna pani Janina W. nie chciała słyszeć
o ruszeniu jej stodoły. Prof. Shewach Weiss, ambasador Izraela w RP
napisał list z prośbą o zwrot macew na cmentarz,
zapewniając właścicielkę stodoły, że wszelkie
koszty zostaną pokryte przez osoby finansujące odrestaurowanie
kirkutu. Podobne stanowisko zajęły władze gminy. -
Pieniędzy nie mamy, ale udzielimy wszelkiej pomocy w postaci siły
roboczej czy transportu - mówi Zbigniew Pałczyński, sekretarz
UG.
Fot. 2, Stodoła...
Niestety właścicielka nieszczęsnej
stodoły do tej pory nie wyraziła zgody na oddanie skradzionych
niegdyś z cmentarza płyt. Podobno ową operację
wyceniła na 30 tys. zł. Jeżeli to prawda, to skandal byłby
jeszcze większy.
Fot. 1, ... i macewy na których stoi.