Anna
Gorczyca, 9.11.2003
Przez
sześćdziesiąt lat kamienne macewy z żydowskiego cmentarza w
Wielkich Oczach leżały pod stodołą w jednym z gospodarstw.
Właścicielka długo nie zgadzała się na zwrot
nagrobków. Zmieniła zdanie, gdy sprawą zajęła się
prokuratura.
- To wstydliwa sprawa
dla całej wsi. To tak samo jakby ktoś wziął krzyże z
naszego cmentarza i użył ich do budowania fundamentów - mówią
mieszkańcy Wielkich Oczu o macewach, które znajdowały się w
gospodarstwie Janiny Wolańczyk przy ul. Krzywej. Kamiennych tablic z
nagrobków na miejscowym cmentarzu użyto przy budowie stodoły.
Służyły jako podpory pod legarami, inne wykorzystano przy
budowie szopy. Prawdopodobnie trafiły tam jeszcze w latach 40. - We wsi
było dwóch albo trzech gospodarzy, którzy wywozili macewy z cmentarza -
mówi wójt gminy Władysław Strojny. Inni wykorzystali macewy, które
Niemcy wyrzucili do rzeki Szkło.
W jednym z gospodarstw
nagrobkowy kamień został przerobiony na "toczydło". Na
zachowanym fragmencie macewy można odczytać napis: Tu spoczywa
niewiasta czysta, uboga w lata, pani Lea, córka naszego nauczyciela Dawida,
błogosławiona pamięci, odeszła (dnia)24 (miesiąca)
pocieszyciela Aw (roku) 67. Niech będzie dusza jej zawiązana w
woreczku żywych.
- Gdy mieszkańcy
Wielkich Oczu dowiedzieli się, że zaczęliśmy prace przy
cmentarzu, zwrócili macewy - mówi Bogdan Lisze, prezes Stowarzyszenia na rzecz
Odnowy Zabytków Kultury Żydowskiej w Powiecie Lubaczowskim. - Ludzie, u
których leżały te kamienie, mówili: zabierzcie je, żebyśmy
mogli spokojnie umrzeć - opowiada jedna z mieszkanek wsi.
Pani Wolańczyk
zamieszkała w gospodarstwie, gdy macewy już tam były. Ale
była jedyną osobą we wsi, która nie zgadzała się na
zwrot macew. Rozmowy z nią trwały dwa lata. Pisał do niej
ambasador Szewach Weiss, apelował miejscowy ksiądz probosz, wójt. -
Ta pani bała się, że jak wyjmiemy macewy, to zawali się
stodoła. Nie docierały do niej argumenty, że zrobimy to tak,
że nic się nie stanie - mówi Bogdan Lisze.
We wsi ludzie
mówią: - Ktoś ją podpuszczał, żeby nie oddała za
darmo, tylko coś na tym zarobiła.
Lisze zwrócił
się ze sprawą macew do lubaczowskiej prokuratury. - Wszczęte
zostało postępowanie o znieważenie pomników. Pierwsze
czynności zostały dopiero wykonane- informuje prokurator Jan
Michalczyszyn. Sprawa prawdopodobnie zostanie umorzona. W tym tygodniu pani
Wolańczyk skontaktowała się z Bogdanem Lisze. - Nie chce już
żadnych pieniędzy, zgodziła oddać macewy. Mamy
przygotowaną ekipę, dźwig i w każdej chwili możemy
zacząć prace - mówi Lisze.
Na cmentarzu w Wielkich
Oczach znajdowało się około 2 tysięcy nagrobków. Po wojnie
zostało ich zaledwie kilka. Kirkut zarósł krzakami i zmienił
się w wiejskie śmietnisko. Ale dzięki pracy członków
Stowarzyszenia na rzecz Odnowy Zabytków Kultury Żydowskiej w Powiecie
Lubaczowskim, pomocy miejscowej parafii i nauczycieli i uczniów, władz
gminy, cmentarz został oczyszczony i ogrodzony, powróciła
część macew. - Dla naszych dzieci jest to jeden z wielu
cmentarzy, o które trzeba zadbać. Pracy przy nim nie traktowaliśmy
nigdy w kategoriach wyznaniowych. To miejsce w którym spoczęli
mieszkańcy naszej miejscowości - mówi Jadwiga Pałczyńska,
dyrektorka gimnazjum.