„Nowiny”, Rzeszów, 9 listopada 2003

 

Stodoła na macewach
Żydowskie nagrobki nie mogą wrócić na cmentarz

Gospodarstwo Juliana Słysza z Wielkich Oczu sąsiaduje ze stodołą, która wspiera się na cmentarnych płytach. Zdaniem mężczyzny sprawa macew nie przynosi chluby mieszkańcom i powinna zostać definitywnie rozwiązana.
Fot : DARIUSZ DELMANOWICZ

 

 

Dariusz Delmanowicz, 9.11.2003

WIELKIE OCZY. Kamienne nagrobki z żydowskiego cmentarza stanowią fundamenty jednej ze stodół. Jej właścicielka domaga się pieniędzy. Uzależnia od nich zgodę na rozbiórkę budynku, co jest konieczne do zabrania znajdujących się pod nim macew.

W Wielkich Oczach pod koniec dział wojennych kamienne płyty z wyrytymi na nich hebrajskimi napisami były powszechnie wykorzystywane jako materiał budowlany w gospodarstwach. Jedni robili z nich schody, inni stosowali przy wznoszeniu zabudowań. Jednak kilka lat temu mieszkańcy zaczęli oddawać macewy. Przynosili je na miejscowy cmentarz, skąd tuż po wojnie zostały zabrane.

- Tylko jedna pani nie godzi się na zabranie macew, na których wspiera się jej stodoła - mówi Bogdan Lisze, prezes Stowarzyszenia na rzecz Odnowy Zabytków Kultury Żydowskiej w powiecie lubaczowskim.

Starsza kobieta domaga się prawie 30 tysięcy złotych w zamian za zgodę na rozebranie starego budynku, choć ta kwota znacznie przekracza jego rzeczywistą wartość. Tymczasem przynajmniej częściowy demontaż stodoły jest konieczny. Tylko wówczas można usunąć kamienne tablice. Prof. Shewach Weiss, ambasadora Izraela w Polsce, w liście do kobiety stwierdził, że zgoda na oddanie macew byłaby wyrazem wielkiego humanizmu.
- Mogą zabrać te kamienie, nawet z całą stodołą, ale najpierw niech zapłacą - powiedziała reporterowi "Nowin” Janina W., właścicielka gospodarstwa.

- Tak nie można zostawić tej sprawy - uważa Jan Michalczyszyn, szef Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie. - Nie wykluczam, że zajdzie konieczność przymusowego zabrania macew, jeśli właścicielka posesji nadal będzie odmawiać zgody na ich dobrowolne oddanie.