MACHLA HOFFMAN
List 91-letniej pani Hoffman do mego ojca,
Ryszarda Majusa, pisany w Montrealu w końcu lipca 2002.
Pani Hoffman nie wiedziała, że w chwili pisania
listu ojciec nie żył już od kilku lat.
W liście pominąłem niektóre osobiste fragmenty,
nie wnoszące nowych informacji.
Nie wiem, jak zacząć mój list.
Pierwszą wiadomość z Wielkich Oczu otrzymałam od pani Sarah Tobias, naszej
bardzo bliskiej młodej pani urodzonej w Kanadzie, ale jej rodzice pochodzą z
Polski. Nie pamiętam dokładnie nazwy miasta. Ona sama była zainteresowana moim
pochodzeniem i historią Wielkich Oczu. Pierwsza wiadomość od naszych. Tak mało
pozostaliśmy: mój najmłodszy brat Icio Hoffman, moja siostra Fryda Hoffman i
ja, Machla Hoffman. Było nas ośmioro dzieci, cztery siostry i czterech braci.
Natan, Estera – najstarsza, Antchel, Szymon, Machla, Roza i Fryda. Najmłodszy
był Icio. On był zmobilizowany do wojska, kiedy Rosjanie zajęli Lwów. Był 4
lata na wojnie i przeżył. Ja wyjechałam z Warszawy do Paryża tuż przed wybuchem
wojny. Wyszłam za mąż. Ja z mężem przeżyliśmy wojnę w ukryciu u Francuzów. Po
wojnie urodziła nam się jedyna córeczka Chantal (od mojej Mamy Cheindl
nazwałam). Icio przyjechał do Paryża po wojnie i Fryda z dzieckiem naszej
najstarszej siostry, które Fryda przekradła z Getta Warszawskiego na polską
stronę, też przyjechały do nas do Paryża. Ale oni – Icio i Fryda nie chcieli
zostać w Europie – emigrowali do Kanady. No i ja z mężem i naszym dzieckiem
zarówno osiedliliśmy się w Kanadzie. To jest mniej więcej wstęp do naszej
historii.
Teraz Kochany Rysio Majus. Ja
jestem najstarsza, ale bardzo dobrze pamiętam Twój dom, Twoich rodziców i
Ciebie – małego chłopczyka. Bardzo ładny i delikatny chłopczyk. I Twoją Mamę,
bardzo subtelna, uczesane włosy, szatan-przedział w środku. Ojciec zawsze
uśmiechnięty, stał na progu waszego sklepu, który to budynek był przed naszą
szkołą i codziennie on nas, młode dziewczynki, witał uśmiechem. Dokładnie
pamiętam tymi słowami: Ach die schönen Knospen[1]
– po niemiecku, na pewno zrozumiesz, co to znaczy. Nas zawsze była cała zgraja
dziewcząt i to bawiło zawsze, głośne, gadatliwe i wesołe – co za cudne
wspomnienie dzieciństwa. Właśnie po otrzymaniu wiadomości od Ciebie (pozwę Cię
na „Ty” ) zaczęłam wracać do domu w Wielkich Oczach. Biedny dom, ale zawsze
wesoły, czysty, nabożny i otwarty dla biednych, którzy wałęsali się z jednego
miasteczka do drugiego (ein ojrech fun szabes[2]).
Lippe, der wasser-träger[3],
który sypiał w Bejt Ha-Midrasz przynosił wodę codziennie, a Mama codziennie na
stole postawiła mu talerz z zupą, a on przynosił swoje koszule do prania. Mój
ojciec wynajmował młodego Polaka, Włodek się nazywał, i razem wozili towary z
Wielkich Oczu do Przemyśla. Stamtąd Tata woził różne towary (z Przemyśla) do
sklepów, no i płacili nam komisję.
Dzieci podrosły. Wszyscy opuścili dom, by się nauczyć
zawodu. Siostra nauczyła się krawiecczyzny. Szymek pojechał do Lwowa, ożenił
się w Wielkich Oczach z Frydą Waldman. Natan ożenił się z Chaną Weinrath i
mieszkali w Przemyślu. Mieli dwoje dzieci – piękną dziewczynkę i chłopca. On
wpierw pracował w największym sklepie przyrządów rolniczych. Był
odpowiedzialnym zarządcą sklepu. Po ślubie kupili sklep spożywczy, mieli dwoje
dzieci i żyli wygodnie, aż .... To samo Antchel, miał bardzo dobre rodzinne
życie. Szymek we Lwowie też miał warsztat i Icio u niego się uczył zawodu. Też
urządzony na swoim własnem przedsiębiorstwie. A my, cztery siostry mieszkałyśmy
w Warszawie.
To jest wstęp do mojej historii. To mi tyle zajęły
moje noce bezsenne. Bezsenne noce wędrowałam po naszych łąkach, zielnik
sosnowy, mała rzeczka, w którejśmy się kąpały w koszulach, bo nie miałyśmy
kąpielowych kostiumów. To mi tak zajęło noce całe i w dzień nie mogłam się
dobrać do pióra, by napisać pierwszy list. Wybacz Rysio.
Ja chodziłam razem z Libą Bauer i
Twoim kuzynem Zeligiem Zilbersteinem do jednej klasy. Wszystkie moje koleżanki
– Strassberg, cały klan Strassbergów, Izio Brenner, bardzo delikatny i
wrażliwy. Ja byłam bardzo dobrą uczennicą, i on prosił mnie, mrugnął okiem,
żebym mu podpowiedziała, kiedy go wołano do tablicy. On wiedział, że ja mu
pomogę.
A propos zdjęcia – Estera, nasza najstarsza siostra, pierwsza na zdjęciu, ona pojechała z wizytą przed wojną. Pierwsza na przedzie Lieba Bauer, drugi Zelig Zilberstein, dalej jest nasz Szymek ze swoją żoną, Fradzią, ich synek Siemek, Adolf Mosze i Icio Waldman, resztę nie pamiętam. Ja otrzymałam to zdjęcie w Paryżu w 1939 tuż przed wybuchem wojny. Mam inne zdjęcia moich rodziców, postaram się odnaleźć.
Zdjęcie grupy wielkoockiej młodzieży wykonane w lecie 1939.
Teraz fotografia z internetu.
Synagoga stoi jako symbol naszego rodzinnego miasteczka Wielkie Oczy. Pusta,
okna wybite, gruzy, kamień dookoła. To powinno zostać jako pomnik, macewa
naszych zamordowanych Rodzin. Ani jednego Żyda żywego nie ma tam. Gmina chce
pomóc, by bóżnicę odnowić i wspaniałomyślnie zwraca się do tych kilku survivors[4],
aby pomóc oczywiście. Ja nie mam materialnej sumy by im pomóc i dla kogo? Moim
zdaniem jedynie by zostawić ten budynek, jako pomnik. Wyryć tylko nazwiska
naszych męczenników na zewnętrznych ścianach i oczyścić wewnątrz cały depozyt
gnoju i zamknąć synagogę, jako miejsce święte. Wie a matzejve nach unsere
kedoshim[5].
Serdeczne pozdrowienia i życzenia
z okazji Nowego Roku wkrótce. Pokój w Izraelu! Zdrowia i szczęścia życzę Wam